W nocy z 20 na 21 sierpnia 1942 r. sowieckie lotnictwo przeprowadziło pierwszy nocny nalot na Warszawę. Stolicę Polski potraktowano jak miasta na terenie krajów sojuszniczych Hitlera. Zginęło 200 mieszkańców miasta. Straty niemieckie były niewielkie.
"Siekiera, motyka, bimbru szklanka, w nocy nalot, w dzień łapanka" - śpiewano na ulicach okupowanej Warszawy. O ile łapanki były domeną niemieckiej policji i SS, to nocne naloty były dziełem sowieckiego lotnictwa dalekiego zasięgu. Podczas nich największe straty - kilkuset zabitych i wielu rannych - ponosiła cywilna ludność stolicy. Po wojnie fakt bombardowania Warszawy przez "sojuszników ze Wschodu" był niemal całkowicie przemilczany.
Do pierwszego dziennego sowieckiego nalotu na Warszawę doszło wieczorem 23 czerwca 1941 r., po niemieckim ataku na ZSRS i rozpoczęciu operacji "Barbarossa". Sowieckie bombowce DB-3F (od marca 1942 r. - Ił-4) z 212. Samodzielnego Pułku Lotnictwa Bombowego Dalekiego Zasięgu rozpoczęły nalot na mosty na Wiśle oraz niemieckie obiekty wojskowe na terenie Warszawy. Każdy z samolotów przenosił do 2500 kg bomb burzących i zapalających. Z wysokości ok. ośmiu tysięcy metrów spadły one na zburzony już w 1939 r. Teatr Wielki oraz domy przy Krakowskim Przedmieściu. Celem ataku było lotnisko na Okęciu, uszkodzeniu uległ jeden z hangarów. Bomby spadły także na niemieckie stanowiska artylerii przeciwlotniczej na Torze Wyścigów Konnych, gdzie miało zginąć kilkudziesięciu żołnierzy Luftwaffe z ich obsługi. Uderzyły również w pobliskie pola i łąki Służewca, nie wyrządzając znaczących strat.