Straty są ogromne, żołnierze wyczerpani. Brakuje sprzętu i amunicji. Obrona wschodniej Ukrainy staje się coraz bardziej desperacka.
Poniżej Adamiwki ziemia drżała od samego rana. Dima nie przestawał pakować plecaka, czasem tylko zerkał w niebo z rezygnacją. Nad głową przelatywały dziesiątki kilogramów metalu, który lądował kilka kilometrów dalej – tam, gdzie powinny się znajdować nieliczne ukraińskie działa. – Jak zawsze. Najpierw chcą zniszczyć naszą artylerię. Potem walą już po nas, po piechocie. W końcu idą do ataku. Odbijamy ich albo ustępujemy. I wszystko się powtarza, metodycznie, bezwzględnie – mówił.