ORZELBIALY – tak się nazywa polski operator programu Pegasus, wykryty przez specjalistów z Citizen Lab przy uniwersytecie w Toronto. Na razie wszystkie ślady obecności „wirusa” w Polsce prowadzą do Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Ale po co funkcjonariuszom tej służby aż tak potężne narzędzie?
Pegasus – większości z was ta łacińska nazwa mitologicznego skrzydlatego konia kojarzy się pewnie z 8-bitową polską konsolą do gier, która przebojem zdobyła serca nastolatków w latach 90. Tyle jeśli chodzi o pozytywne skojarzenia. Tak samo jednak nazywa się izraelskie oprogramowanie szpiegowskie, które zostało niedawno wykryte w Polsce przez Citizen Lab – kanadyjski zespół badający cyfrowe bezpieczeństwo na świecie, a konkretnie: zajmujący się monitorowaniem cyfrowego łamania praw człowieka. Można wręcz powiedzieć, że Pegasus to konik Kanadyjczyków, bo to oni zaczęli jako pierwsi śledzić adresy i szerokości geograficzne, pod którymi pojawiał się program. Z czasem doniesienia o kolejnych ofiarach zataczały coraz szersze kręgi. Wirusa zainstalowanego miał nie tylko Ahmed Mansoor, pochodzący z ZEA dysydent, który jako pierwszy nawiązał kontakt z Citizen Lab, ale też zamordowany w zeszłym roku w konsulacie saudyjskim w Stambule dziennikarz Dżamal Chaszukdżi czy legendarny szef kartelu narkotykowego, „El Chapo”.