"Krym to ziemia rdzennie rosyjska, a Sewastopol to rosyjskie miasto" – przekonywał w marcu 2014 r. Władimir Putin, powołując się na opinię rosyjskich obywateli. Jego zdaniem półwysep nigdy nie powinien był znaleźć się w granicach Ukrainy. Ale na poparcie tego roszczenia ma naprawdę niewiele.
Decyzję o wkroczeniu na Krym Władimir Putin podjął podobno 23 lutego 2014 r., w ostatnim dniu odbywających się w Soczi zimowych igrzysk olimpijskich. Już cztery dni później uzbrojeni ludzie w nieoznakowanych mundurach zajęli krymski parlament. 16 marca odbyło się referendum, w którym mieszkańców półwyspu poproszono o decyzję w sprawie jego przynależności państwowej.
Była to jedynie farsa – oficjalne 92-procentowe poparcie dla przyłączenia Krymu do Rosji miało niewiele wspólnego z rzeczywistością. Jak szacuje amerykański historyk Timothy Snyder, tak naprawdę głosy między zwolennikami i przeciwnikami tego rozwiązania rozłożyły się mniej więcej po równo. Frekwencja wyniosła zaledwie 30 proc. Prezydentowi pozór zwycięstwa jednak wystarczył – już dzień później uznał niepodległość Krymu i zaczął przygotowania do formalnej aneksji.