Długo oczekiwana ukraińska kontrofensywa skończyła się niepowodzeniem, wobec czego niektórzy zaczęli mówić o przegranej Kijowa i konieczności podjęcia negocjacji. Okazuje się jednak, że Zachód od początku błędnie ją postrzegał. Plan naczelnego dowódcy Sił Zbrojnych Ukrainy od początku był inny i w 2024 r. zamierza wcielić go w życie. Sprowadza się on do taktyki 10:1 — tyle ma wynosić stosunek strat Moskwy do strat Kijowa.
"Die Welt" swego czasu donosił, że Wałerij Załużny — naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy — nie był zwolennikiem kontrofensywy, której oczekiwało od Kijowa wielu obserwatorów. Niemiecki dziennik posunął się nawet do stwierdzenia, że wojskowy został zmuszony do przeprowadzenia kontrofensywy przez polityków — głównie z krajów zachodnich, którzy chcieli natychmiastowego zwrotu z inwestycji w broń i amunicję, które dostarczyli Ukrainie.
Słowa Nico Lange, byłego szefa sztabu niemieckiego ministerstwa obrony, a obecnie eksperta Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, potwierdzają ten pogląd.
— Głównodowodzący [Ukrainy] nie był zwolennikiem rozpoczęcia ofensywy, ponieważ nie widział szans na sukces bez wystarczającego wsparcia lotniczego. Zgodził się na nią tylko z powodów politycznych — powiedział Lange.