Dlaczego PiS, a zwłaszcza premier Mateusz Morawiecki, nie chce komisji śledczej ds. afery podsłuchowej, ale mówi o weryfikacyjnej, tworzonej ustawą? - Premier obawiał się raportu końcowego komisji śledczej tuż przed wyborami, a weryfikacyjna nie musi takiego przedstawiać - mówi rozmówca z obozu władzy. Poza tym PiS, co przyznają sami politycy w tej partii, nie ma dobrych posłów do komisji śledczej, a do weryfikacyjnej można powołać członków spoza Sejmu.
Gdy tygodnik "Newsweek" zacytował zeznania Marcina W. - jednego z oskarżonych w aferze podsłuchowej - o tym, że taśmy miały zostać sprzedane służbom specjalnym Rosji, Platforma Obywatelska zgłosiła wniosek o powołanie komisji śledczej ds. szpiegowskiego wątku.
Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro w odpowiedzi ujawnił protokoły z przesłuchań W., a w nich takie rewelacje jak rzekoma łapówka dla Michała Tuska, syna byłego premiera. Jednocześnie PiS ogłosiło, że komisji śledczej nie chce. Premier wyszedł za to z pomysłem stworzenia - w drodze ustawy - komisji weryfikacyjnej na wzór tej reprywatyzacyjnej. Wedle premiera komisja ta zajęłaby się tym, "w jaki sposób dochodziło do wpływów rosyjskich w obszarze bezpieczeństwa i systemu energetycznego". Dodawał twardo, że trzeba badać to "bez znieczulenia", by zobaczyć, kto nas "pchał w niedźwiedzie łapy Kremla".