Gdy irakijska armia podpaliła kuwejckie szyby naftowe, niebo nad ogarniętym wojną krajem spowiły kłęby zabójczego dymu. Największy naturalny skarb arabskiego państwa okazał się źródłem kataklizmu.
Kiedy prawie pięć temu Rosjanie zajęli Krym, światowi przywódcy ograniczyli się do ofensywy dyplomatycznej i nałożenia na Moskwę sankcji. Jednak gdy w sierpniu 1990 roku na Kuwejt, bogaty w złoża ropy naftowej mały skrawek ziemi leżący na północno-zachodnim brzegu Zatoki Perskiej, napadł Irak, polityczni liderzy nie mogli sobie pozwolić wyłącznie na represje gospodarcze, dotykające przecież głównie zwykłych obywateli.
W imię nienaruszalności granic arabskiego państwa Zachód stanął do walki - w wojnie wzięło udział niemal 40 krajów. Starcia, przemarsze wojsk, zakładanie i wysadzanie pól minowych czy wznoszenie fortyfikacji to "naturalne" efekty konfrontacji zbrojnych, które od dawna niszczą przyrodę na arenie działań bojowych. Lecz w Kuwejcie jednym z elementów kampanii stało się coś, co kilka lat później zaczęto określać mianem ekoterroryzmu: celowego zanieczyszczania środowiska. Z rozkazu Saddama Husajna wycofująca się armia iracka podpaliła ok. 650 szybów naftowych.