Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan potwierdził w poniedziałek konieczność wycofania się bojowników kurdyjskich z miasta Manbidż na północy Syrii, sygnalizując jednocześnie, że jeśli tak się nie stanie, to wkroczą tam do akcji tureckie wojska.
Turcja podjęła 9 października w Syrii zbrojną ofensywę, której zadeklarowanym celem jest wyparcie bojowników kurdyjskiej milicji YPG z przygranicznego pasa na środkowym odcinku granicy turecko-syryjskiej. Wcześniej prezydent USA Donald Trump ogłosił, że zarządził opuszczenie dwóch tamtejszych amerykańskich wojskowych posterunków obserwacyjnych. Waszyngton zapowiada wycofanie z północnej Syrii całości swych sił, liczących obecnie tysiąc żołnierzy.
"Nasze porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi przewidywało, że organizacje terrorystyczne opuszczą Manbidż w ciągu 90 dni. Upłynął jednak rok i one wciąż tam są" - powiedział Erdogan dziennikarzom w porcie lotniczym w Stambule przed udaniem się z wizytą do Azerbejdżanu. Turcja uważa YPG za odgałęzienie zakazanej przez jej władze Partii Pracujących Kurdystanu (PKK) i tym samym za ugrupowanie terrorystyczne. Ankara chce osiedlić w rejonie Manbidżu przebywających na tureckim terytorium arabskich uchodźców z Syrii.