Kafir i Łukasz Maziewski opowiadają o pracy nad "Hajlajfem"
Nie do każdego pisarza przychodzi rano Żandarmeria Wojskowa i robi mu przeszukanie.
Kafir: Najwyraźniej niektórych boli, że byłem żołnierzem i WSI, i SKW. Że krytykuje to, co zrobił Antoni Macierewicz. A jeszcze bardziej boli to, że neguję formę funkcjonariusza i przekonuję, że w wojskowych służbach specjalnych powinni być tylko żołnierze. To dość istotna różnica – dzisiaj w wojskowych służbach specjalnych jest więcej cywili, niż żołnierzy.
To powiedz mi dlaczego w ogóle zdecydowałeś się pisać książkę o WSI? Po co Ci to było? I to nie sam.
Kafir: Ta decyzja rodziła się od dłuższego czasu prowokowana sytuacją w kraju. Nie mogłem przejść obojętnie nad faktem, iż przez pewną grupę ludzi oficerowie WSI jak jeden mąż zostali określeni bandytami o gestapowskich metodach. To znaczy, że ja jako były oficer WSI też jestem bandytą? Gestapowcem?! To kłamliwe stwierdzenie o ponad tysiącu oficerach Wojska Polskiego tkwi we mnie jak zadra, po 13 latach nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego. Zresztą nie tylko ja. Wielu oficerów WSI, którzy niejednokrotnie służyli Polsce z narażeniem życia, a dla potrzeb politycznych zostali przez wyrachowanych ludzi potraktowani jak zwykli bandyci. W dodatku próbowano ich sądzić przez jakiś sąd kapturowy, zwany Komisją Weryfikacyjną.