Wybuch nowej wojny na Bliskim Wschodzie angażuje zasoby wojskowe USA w czasie, gdy znajdują się w dołku i są też potrzebne na wschodniej flance NATO. Padają pytania, co będzie, gdy ktoś z tego skorzysta. Na przykład Chiny lub Rosja.
„Stany Zjednoczone potrafią jednocześnie iść i żuć gumę” – obrazowa, choć wobec tragicznej sytuacji dwóch wojen niezbyt stosowna, metafora powróciła. Sekretarz obrony USA Lloyd Austin opisał tak zdolność Ameryki do jednoczesnego konfrontowania się z wieloma zagrożeniami i wspierania kilku sojuszników naraz.
Wraz z wybuchem nowego, nieoczekiwanego, trudnego do opanowania kryzysu na Bliskim Wschodzie pojawiają się pytania o efektywność Ameryki jako głównego światowego gwaranta bezpieczeństwa i stabilizatora ładu. „Nieodzowność Ameryki” z czasów Madeleine Albright, przywołana w fundamentalnym orędziu prezydenta Joe Bidena, została po raz kolejny udowodniona, ale jednocześnie zdolność Ameryki do przeciwstawienia się wrogom, rywalom, tyranom i terrorystom od dawna nie była w takim stopniu narażona na próbę. Biden apelował i motywował: „Nie możemy pozwolić zwyciężyć terrorystom jak Hamas i tyranom jak Putin (...) Jesteśmy Stanami Zjednoczonymi i nic nie jest poza naszym zasięgiem, gdy działamy zjednoczeni”.