"Janko, jestem twoim bratem. Przeżyliśmy wojnę: ja, Irena, Piotr i Eugeniusz. Znaleźliśmy cię. Wróć do nas, do Polski" - napisał w 1965 roku Józef Sowa do wywiezionej i zgermanizowanej siostry. Odpisała po niemiecku: "Nie wiem, czy mam jakąś rodzinę w Polsce. Ja jestem stąd, jestem Niemką".
Jasia ma siedem lat, Irka dwanaście. Uciekają z mamą. Mama ma długie, ciemne warkocze. Z obejścia podpalonego gospodarstwa Sowów strzelają do nich Niemcy. Gienka, Józka i Piotrka Niemcy trzymają na podwórku. Chłopcy widzą uciekającą mamę i siostry. Niemcy strzelają, ale nie mogą trafić. Zmasakrowany ojciec leży obok stodoły.
Gdyby było chłodniej, z kominka wentylacyjnego ukrytego w polu – zaledwie kilkanaście metrów stąd – ulatywałaby para wodna, zdradzająca obecność sześciorga osób, ukrywanych w podziemnym bunkrze przez rodzinę Sowów. To ich szukają Niemcy. Jest 1 września 1943 roku.