Gdy natknęliśmy się na siebie na meczu Lechii, zapytałem Jacka Kurskiego, czy to, co robi w telewizji, to z przekonania. Przecież wiesz – powiedziałem – że to jest złe. Na to usłyszałem: „Ja to robię dla ojczyzny” – mówi w najnowszym „Newsweeku” Piotr Adamowicz, brat zamordowanego prezydenta Gdańska.
Kiedyś Jacek Kurski nawoływał, żeby stawiać opór rządowej propagandzie. Domagał się wolności słowa, prawdy, tolerancji światopoglądowej. Taki był podziemiu. Ale później z podziemia wyszedł.
– Płakać mi się chce, gdy patrzę na Jacka. Co się stało z tym człowiekiem, którego poznałam w podziemiu? – mówi w najnowszym „Newsweeku” Joanna Wojciechowicz. W jej mieszkaniu funkcjonowała Gdańska Agencja Informacyjna „Solidarność”. Bracia Kurscy – Jarosław i Jacek – przychodzili tu w czasie strajków w 1988 roku, przynosili meldunki ze stoczni. – Przekradali się przez kordony do strajkujących, wracali z informacjami, co się tam dzieje. Stąd szły komunikaty do zachodnich agencji. Można powiedzieć, że obydwaj u mnie zaczynali poważniejszą dziennikarską robotę – mówi Wojciechowicz.