Kosmiczne oczy wojska muszą poczekać. Albo na pieniądze, albo na zmianę decyzji. Zresztą nie są jedynym przesunięciem na najwyraźniej mocno ruchomej liście priorytetów MON. Wszystko to składa się na obraz rosnącej niestabilności polskich zbrojeń – wraz z rosnącymi na nie wydatkami.
Chodzi o francuskie satelity, których zakup miał być zatwierdzony w poniedziałek, ale uroczystość została w ostatniej chwili odwołana. Słowo „uroczystość” ma uzasadnienie, bo zatwierdzanie przez szefa MON, wicepremiera Mariusza Błaszczaka znaczących umów zbrojeniowych ma zwykle uroczystą oprawę. Są odświętne zapowiedzi, jest specjalny stoliczek, niekiedy oprawa dźwiękowo-wizualna, jest mikrofon przygotowany do wystąpienia, a tłem dla ministra są oficerowie w randze minimum pułkownika. Cała celebra sprzyja podkreślaniu wyjątkowości i przełomowości każdego wydarzenia, roli Błaszczaka jako pierwszego modernizatora armii oraz jego ugrupowania jako prawdziwych obrońców Polski.
Mieliśmy należeć do elity
W wielu przypadkach to wszystko przesada, ale akurat w przypadku satelitów całe to teatrum byłoby o tyle uzasadnione, że zdolności kosmiczne mają rzeczywiście przełomowe znaczenie. Choć w obecnych warunkach konfliktu wydają się oczywiste i niezbędne, to w Polsce czekały wyjątkowo długo na pozytywną decyzję. Tę zapowiadał Błaszczak jeszcze na wiosnę, kilka tygodni temu prasa donosiła, że umowa jest tuż-tuż, a jednak w ostatniej chwili została odwołana.