W ostatnich dniach to słowo (Pegasus - przyp. red.) zdobyło w Polsce ogromny rozgłos, a według powszechnie już znanej wiedzy oznacza jeden z istniejących na rynku systemów pozwalających na operowanie w cyberprzestrzeni. Prawdopodobnie (tak twierdzą dziennikarze, a politycy niezdarnymi zaprzeczeniami, które wyglądają na trochę infantylne kręcenie, nie zmieniają tego przekonania) kupiony przez jedną z polskich służb policyjnych.
Komentarz ten nie ma na celu rozstrzygnięcie, czy istniała podstawa prawna zakupu, który prawdopodobnie miał miejsce ze środków przeniesionych z funduszu przeznaczonego dla ofiar przestępstw. Tym pewnie zajmą się odpowiednie instytucje, jeśli po tych, czy innych wyborach ktoś będzie tym zainteresowany. Zajmijmy się sednem sprawy, czyli tego typu systemami, ich zastosowaniem i zasadnością wykorzystania.
Po publikacjach medialnych donoszących o zakupie przez Centralne Biuro Antykorupcyjne systemu izraelskiej produkcji o nazwie Pegasus rozgorzała polityczna wrzawa. Opozycja zakrzyknęła, że skandal, masowa i totalna inwigilacja. Państwo policyjne o skali opresyjności znanej z poprzedniego ustroju. Po stronie władzy, (politycy i urzędnicy związani z zarządzaniem polskimi służbami) najpierw było niezdarne kręcenie i niejasne zasłanianie się tajemnicą, aż wreszcie wicepremier Sasin palnął głupstwo tygodnia w stylu: jak ktoś jest uczciwy, to nie ma się czego obawiać. Nie sposób tego poważnie komentować, bo w demokratycznym kraju nie jest rolą polityka, a na pewno nie rolą polityka partii rządzącej wystawianie świadectw uczciwości. Jest prawo, normy postępowania, sądy, jasne reguły funkcjonowania w społeczeństwie obywatelskim, gdzie nie opinia nawet najważniejszego polityka, ale jasne reguły rozstrzygają o tym, czy dany obywatel przekracza dopuszczalne granice. Z sympatii do Pana wicepremiera spuśćmy na to zasłonę milczenia. Eksperci natomiast słusznie podkreślali, że nie jest to ani jedyny, ani najdroższy tego typu system oferowany na rynku.