Kiedy szef Lockheeda odwiedza jakiś kraj, pojawiają się elektryzujące pogłoski, plotki i podejrzenia. Np. o kolejnych zamówieniach F-35. Trzeba pamiętać, że taka wizyta to dyplomacja biznesowa, a nie obwoźny handel. A poza tym – kto wie, czy ważniejsza od lotnictwa nie jest tu artyleria rakietowa.
Rudawy blondyn z amerykańskim uśmiechem, którego sylwetka od razu zdradza wojskową przeszłość, to niewyglądający na swoje 63 lata James Taiclet. Kiedyś był pilotem samolotów transportowych, karierę kontynuował w sztabach lotnictwa i w Pentagonie, a dziś jest szefem Lockheed Martina. Warta ponad 100 mld dol. globalna firma od lat wiedzie prym w rankingach największych i najważniejszych dostawców uzbrojenia i odgrywa kluczową rolę w zdolnościach wojskowych amerykańskiego mocarstwa.
Właśnie jest w Polsce, by odwiedzić swoich pracowników i rozmawiać z jednym z najważniejszych nowych klientów na mapie świata.