Zwycięstwo Petra Pellegriniego w wyborach prezydenckich na Słowacji oznacza, że premier Robert Fico będzie miał niebawem pełnię władzy w kraju. Podział wyszehradzkiej czwórki na dwa bloki teraz z pewnością się pogłębi.
Miała być bardzo wyrównana walka o każdy głos, ale słowackie instytuty badania opinii publicznej znów się pomyliły. I znów bardzo mocno.
Widmo zwycięstwa kandydata opozycji, byłego ministra spraw zagranicznych Ivana Korczoka, który niespodziewanie wygrał pierwszą turę wyborów z ogromną przewagą 5,5 punktów procentowych nad drugim w kolejności przewodniczącym słowackiego parlamentu, a zarazem szefem partii Hlas (Głos) Petrem Pellegrinim najwyraźniej wystraszyło zwolenników tego ostatniego. Także i tych, którzy dwa tygodnie wcześniej zostali w domu. Ten lęk był umiejętnie podsycany zarówno przez koalicję rządową, która straszyła, że wybór Korczoka będzie oznaczać wciągnięcie Słowacji do wojny, jak i samego Pellegriniego, który podczas wyborczej kampanii nazywał swego rywala „kandydatem wojny”.