Prezydent Donald Trump długo bił się z nieprzyjaznym Kongresem i unieruchomił nawet część administracji na rekordowe 35 dni, żeby dano mu prawie 6 mld dolarów na kontrowersyjny graniczny mur. Nie zmusił jednak ustawodawców do wysupłania żądanej sumy i uciekł się do ogłoszenia stanu wyjątkowego, który pozwala mu samodzielnie decydować o publicznych wydatkach.
Jeśli ktoś potrzebował lekcji demokracji, czyli jak w państwie prawa działają i wzajemnie się równoważą trzy władze – wykonawcza (prezydent), ustawodawcza (Kongres) i sądownicza, to właśnie wykład prowadzą na naszych oczach Amerykanie.
Prezydent uparł się na kosztowny projekt budowy muru na granicy z Meksykiem, bo uważa brak takiego muru za przyczynę przenikania do kraju nielegalnych imigrantów z Ameryki Łacińskiej. Mówi też o nieograniczonym przemycie narkotyków i broni.
Większość parlamentarna nie chce mu dać funduszy na ten jego ukochany projekt, bo uważa za niemoralne odgradzanie się murem i budowanie go nawet w parkach narodowych.