Osiemnaście lat Romuald Traugutt robił udaną karierę w carskim wojsku, tylko przez rok służył Polsce. Jego patriotyczne nawrócenie było tak radykalne i gwałtowne, że został bohaterem narodowym. Dziś rocznica branki, która stała się bezpośrednią przyczyną wybuchu Powstania Styczniowego.
Można by powiedzieć, że Romuald Traugutt jest naszym ogólnonarodowym biało-czerwonym bohaterem, skoro za swego patrona uznały go zarówno sanacyjna Rzeczpospolita Polska, jak i Polska Rzeczpospolita Ludowa. Jego imieniem – niezależnie od aktualnego ustroju i niepodległościowej kondycji ojczyzny – nazywano ulice, place, szkoły, jednostki wojskowe. Zdarzały się nawet pomysły, żeby mianować Traugutta błogosławionym. Jak niegdysiejszych królów i rycerzy. Lecz wówczas władzę pobierano bezpośrednio od Boga, a wiary broniono ogniem i mieczem.
Istotnie (tu świadectwa są zgodne) Traugutt był człowiekiem intensywnie religijnym, i to nie bacząc na swą sytuację życiową rosyjskiego oficera saperów. Gorliwie praktykujący, znany był z tego, że wyprowadzały go z równowagi żarty i docinki na temat religii. Ale jednocześnie awansował – od junkra do podpułkownika – w prawosławnej armii, która wśród swoich zwycięstw miała również tłumienie polskich powstań, wspomagana modłami zanoszonymi pod cerkiewne sztandary. Nie mógłby zatem w tych szeregach bronić Traugutt swojej rzymskokatolickiej wiary ani uciśnionej ojczyzny.