Dlaczego najwyższe na Górnym Śląsku wieże kościoła św. Antoniego w Rybniku w 1945 r. nie wyleciały w powietrze? Ponieważ kable z narażeniem życia przecięła pewna... zakonnica.
Siostra Damascena Hary rodem z Książenic pod Rybnikiem, boromeuszka, miała serce lwicy. Była energiczna, bezpośrednia i bardzo wesoła. Udaremnienie przez nią niemieckich planów wysadzenia ogromnej budowli to jeszcze nie wszystko. Kiedy później Sowieci plądrowali mienie kościelne, Damascena z furią natarła na nich, uzbrojona w wielką kościelną świecę. Złamała ją na głowie jakiejś Rosjanki. Dalej biła i kopała mężczyzn, a nawet na nich pluła. Gdy sowiecki żołnierz wycelował w nią karabin, uderzyła go w wielką łapę. Pijani sołdaci byli tym tak zdumieni i zaskoczeni, że nie tylko siostry nie zabili, ale... porzucili już spakowane do swoich tobołów kielichy i monstrancję.