Żołnierze Wehrmachtu walczący u boku Amerykanów, broniący średniowiecznej twierdzy przed szturmem oddziałów SS, by ocalić uwięzionych tam słynnych na cały świat polityków. A wszystko to w bajkowym otoczeniu austriackich Alp, dosłownie w ostatnich godzinach II wojny światowej. Ta historia to gotowy scenariusz na hollywoodzką produkcję, która z jakiegoś powodu nadal nie doczekała się realizacji.
4 maja 1945 r. Młody kapitan US Army siedzi na wieży swojego czołgu i studiuje mapę. Amerykańskie Shermany zaparkowały przy skrzyżowaniu ulic dopiero co wydartego z rąk Wehrmachtu miasteczka Kufstein w Alpach. Ulice są wyludnione, okiennice zamknięte na głucho. Gdzieniegdzie wiszą austriackie flagi. Panuje absolutna cisza. Żołnierze zabierają się do świętowania, czekają już na wieści o zawieszeniu broni i kapitulacji III Rzeszy.
Wtem rozlega się warkot samochodowego silnika. Zza rogu faktycznie wypada pojazd. Na widok czołgów zatrzymuje się, ze środka wysiadają dwaj Niemcy i podnoszą ręce do góry. Amerykanie wypadają spomiędzy czołgów, wycelowują pistolety w przybyszów i każą im klękać. Po rewizji podprowadzają jeńców do kapitana.