Prezydent Donald Trump lubi rozpalić kryzys, a potem triumfalnie ogłosić, że mu zapobiegł – to właśnie pokazał, występując w czwartek wieczorem w jednoczesnej roli podpalacza i dowódcy straży pożarnej, a w piątek rano przypisując sobie zasługi zarówno za to, że zarządził uderzenie militarne na trzy irańskie instalacje wojskowe, jak i za to, że odwołał tę misję na 10 minut przed atakiem. Hurra, konflikt zażegnany!
To bynajmniej nie pierwszy raz, kiedy Trump urządza taki spektakl. Uwielbia wymyślać i pogłębiać kryzysy, a następnie w ostatniej chwili wjeżdżać na białym wózku golfowym, aby zatrzymać nadciągającą katastrofę.
Widzieliśmy jak robi to w przypadku anarchii na granicy z Meksykiem, rosnącej fali przestępczości w kraju, groźby shutdownu czyli wyłączenia rządu, groźby narzucenia karnych ceł, sytuacji w Korei Północnej, gdzie obiecywał "ogień i furię", i tak dalej…
Typowa zagrywka Trumpa polega na tym, aby przykryć problem, który sam stworzył, a następnie ogłosić zwycięstwo, ale w tym tygodniu dramat osiągnął już biblijne rozmiary.