Co mają australijskie okręty podwodne do perspektyw stanięcia się polskiego wojska częścią armii UE? Wbrew pozorom niemało. Trwająca od końca ubiegłego tygodnia afera o wielki australijski program zbrojeniowy wykracza daleko poza Antypody i światek koncernów zbrojeniowych. To sprawa o wielu wątkach i potencjalnych długofalowych skutkach.
Konflikt wokół australijskiego kontraktu zbrojeniowego skupia niczym w soczewce szereg kluczowych pytań na temat układu sił na świecie w nadchodzących dekadach. I tego, co może, ale nie musi, stać się z rolą USA w Europie, oraz tym, jak sami Europejczycy będą traktować swoje bezpieczeństwo.
Zwrot na atom
Przyczyną całego zamieszania jest ogłoszenie w minioną środę, 15 września, partnerstwa AUKUS, czyli pogłębionej współpracy w zakresie bezpieczeństwa pomiędzy Australią, Wielką Brytanią i USA. Najczęściej opisywaną konsekwencją porozumienia jest roszada w australijskim programie okrętów podwodnych nowej generacji, który ma kosztować 80-90 miliardów dolarów australijskich (58-65 miliardów dolarów amerykańskich).