Kupujemy amerykańskie wyrzutnie rakiet HIMARS. Z jednej strony to nowoczesna i bardzo potrzebna polskiemu wojsku broń. Z drugiej oznacza klęskę polskiego przemysłu zbrojeniowego i uzależnienie się od Amerykanów. Co więcej, kupujemy znacznie mniej niż chcieliśmy i - jak mówią eksperci - w wypadku wojny sprowadzona z USA broń nie wpłynie istotnie na jej przebieg.
- Z punktu widzenia wojska to ważny zakup. 20 wyrzutni i nie więcej niż 300 pocisków to stosunkowo niewiele, ale odzyskujemy jednak zdolności atakowania oddalonych celów, które straciliśmy dwie dekady temu po wycofaniu radzieckich systemów - mówi Michał Likowski, redaktor naczelny miesięcznika "RAPORT-wto".
Dodaje natomiast: - Z punktu widzenia polskiego przemysłu zbrojeniowego jest to jednak klęska. Mieliśmy produkować na licencji podstawowe pociski rakietowe, wyrzutnie, osadzać je na naszych ciężarówkach i integrować naszym systemem dowodzenia. Ostatecznie sprowadzimy wszystko z USA.
- Szczerze zastanawiam się jaki cel mają w tym Amerykanie, bo przecież muszą mieć świadomość, że uzależniając nas tak bardzo od własnego przemysłu i systemu dowodzenia, nie do końca działają na naszą korzyść. Relacje w NATO nie mogą sprowadzać się tylko do zrobienia biznesu - komentował w wywiadzie dla next.gazeta.pl generał Bogusław Pacek.