Nawet posłowie Prawa i Sprawiedliwości mają wątpliwości, czy afera e-mailowa związana jest z atakami na konta innych polityków i osób publicznych oraz czy na pewno jest to sprawka Rosji. Wątpliwości polityków rosną zwłaszcza po pismach, jakie za pośrednictwem policji otrzymać miało już ponad 150 osób publicznych.
Niemal z każdym dniem rozkręca się afera e-mailowa, związana z wyciekiem korespondencji z prywatnego konta szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka. Według ABW i SKW na liście celów cyberataku znajdowało się co najmniej 4 tys. 350 adresów e-mail należących do polskich obywateli lub funkcjonujących w polskich serwisach poczty elektronicznej. Z czego ponad 100 to ponoć konta, z których korzystają osoby pełniące funkcje publiczne – członkowie byłego i obecnego rządu, posłowie, senatorowie, samorządowcy.
Atak miał dotknąć – według polskich służb – osób pochodzących z różnych opcji politycznych, a także pracowników mediów i organizacji pozarządowych. Ponadto – jak przekazano we wtorkowym komunikacie rzecznika ministra koordynatora służb specjalnych – służby dysponować mają także informacjami świadczącymi o związkach agresorów z działaniami rosyjskich służb specjalnych.