W trwającej na wschodzie Ukrainy wojnie bierze udział nawet kilka tysięcy prawicowych ekstremistów z całego świata. Wielu z nich po powrocie do domu może stwarzać poważne zagrożenie terrorystyczne - pisze Marcin Łuniewski w "Rzeczpospolitej".
Prawicowi ekstremiści, którzy walczą na Ukrainie, pochodzą z Niemiec, Wielkiej Brytanii, Chorwacji, Holandii, Stanów Zjednoczonych, a nawet Australii - podaje "Rz". To w większości biali mężczyźni, którzy mają za sobą przeszkolenie wojskowe i kłopoty z prawem. Łuniewski opisuje historię Szweda Mikaela Skillta, przyznającego się do bycia neonazistą czy Włocha Francesco, który należał do neofaszystowskiej Awangardy Narodowej - organizacja w latach 70. przygotowywała zamachy na lewicowych polityków.
Różne źródła podają, że w Donbasie walczy teraz około 2,5 tys. prawicowych radykałów z całego świata. "– Na podstawie rozmów z ochotnikami można wyróżnić kilka powodów, dla których przyjechali na Ukrainę. Część poprzez media, internet i propagandowe przekazy zobaczyła w tym konflikcie odwzorowanie jakiejś bliskiej im ideologicznej wojny. Ci walczący dla separatystów bronią Rosji stojącej na straży tradycyjnych wartości przed zachodnim liberalizmem. Z kolei ochotnicy po stronie Ukrainy bronią białej Europy przed najeźdźcami z Azji – wylicza w rozmowie z „Plusem Minusem" dr Adrien Nonjon, historyk z paryskiego Narodowego Instytutu Języków i Kultur Orientalnych, który przez kilka lat badał skrajnie prawicowe ugrupowania" - opisuje "Rz".