Oficjele Pentagonu rozważają wycofanie z bazy w Incirlik w południowej Turcji 50 głowic atomowych. Problem w tym, że ochotę na przejęcie amerykańskiego arsenału ma też prezydent Turcji Recep Erdogan. Według "NYT", bomby stały się jego "zakładnikami".
W poniedziałek, po pięciu dniach tureckiej operacji, którą umożliwiła decyzja amerykańskiego prezydenta, administracja USA nałożyła na swojego natowskiego sojusznika gospodarcze sankcje. Ale według "New York Times" to nie musi być ostatnie słowo Ameryki w reakcji na agresję Turcji. Nowojorski dziennik donosi, że Departament Obrony po cichu przygotowuje się do ewakuacji amerykańskiej broni jądrowej z bazy Incirlik, niecałe 200 kilometrów od granicy z Syrią.
W Incirlik od lat 60-tych znajduje się ok. 50 termonuklearnych bomb lotniczych B61. Ich obecność w południowej Turcji budziła kontrowersje od początku. Jednak od czasu nieudanego zamachu stanu w 2016 roku, sprawa nabrała nowej wagi. Baza była miejscem jednego z bardziej dramatycznych momentów puczu. Tureckie wojsko okrążyło wówczas obiekt i odcięło jej prąd - oficjalnie po to, by doprowadzić do poddania się tureckiego dowódcy bazy (w sąsiedztwie bazy lotnictwa USA jest też baza turecka), który miał brać udział w nieudanym zamachu.