Panu Jerzemu obniżyli emeryturę, bo prowadził warsztat samochodowy, panu Ireneuszowi - bo studiował na niewłaściwej uczelni, a panu Augustynowi obcięli świadczenie, mimo że współpracował z opozycją i Kościołem. W końcu wygrali przed sądem.
Jerzy Bednarczuk, lat 81
Urodziłem się w Przemyślu w 1941 r. w czasie okupacji radzieckiej. Trzeba było się ewakuować i pojechaliśmy do Wałbrzycha, już po wojnie przenieśliśmy się do Wrocławia i tam się wychowywałem.
Byłem wychowany w duchu antykomunistycznym. Do ojca przychodzili koledzy, słyszałem, jak narzekali na komunistów, opowiadali o zbrodniach. Od dziecka to chłonąłem.
Pamiętam, jak w 1953 r. zwołano apel w szkole i oznajmiono, że minutą ciszy trzeba uczcić śmierć wodza narodów Józefa Stalina. W czasie tej ciszy okropnie zacząłem się śmiać. Interweniował kierownik szkoły, wezwał ojca. Na szczęście obaj się znali i sytuację zażegnali, ale dostałem mocny ochrzan.